8fi Model Management blog

24
sty
Okiem modelki - relacja Karoliny z Shenzhen

W czwartek wieczorem dostaję od agencji telefon o opcji wyjazdu do Chin na bardzo krótki czas bo zaledwie miesiąc. Nie zastanawiając się długo podejmuję decyzję: Lecę! Czeka mnie teraz podpisanie kontraktu i załatwienie wizy. Aby to zrobić muszę się udać do ambasady w Warszawie, która jest czynna tylko 2 razy w tygodniu. Składam wniosek, zostawiam paszport i po tygodniu odbieram go już z wizą.

Spakowana i gotowa do wylotu wyjeżdżam wcześnie rano z moim chłopakiem na lotnisko do Warszawy. Mam lot do Londynu a stamtąd do Hong Kongu. Chociaż zaledwie parę miesięcy temu byłam już na kontrakcie w Japonii, znów ogarnął mnie wielki strach i stres przed długą podróżą. Na szczęście mimo opóźnionego 4h lotu w samolocie udało mi się zasnąć. Lotnisko w Hong Kongu okazało się ogromne. Miałam ze sobą instrukcje dojazdu zarówno w języku angielskim, jak i w języku chińskim, więc nie miałam problemów z dotarciem na przystanek, z którego odjeżdżały limuzyny do Shenzhen. Shenzhen jest miastem położonym w południowo – wschodnich Chinach i sąsiaduje z Hong Kongiem. W 1980 roku kiedy to utworzono tu pierwszą w Chinach specjalną strefę ekonomiczną miasto to stało się wielkim ośrodkiem gospodarczym i finansowym z rozwiniętymi wieloma gałęziami przemysłu.

W Shenzhen czekała mnie jeszcze kontrola paszportowa i jestem pełnoprawnie już w mieście. Wystarczyło, że wysiadłam a już zaczęły się atrakcje. Chińczycy widząc Europejkę chcieli zaprowadzić mnie do rzekomo „najtańszej” prywatnej taksówki czy busa albo sprzedać jakieś dziwne rzeczy. Takie oto powitanie zgotowali mi Chińczycy. Nie czekałam długo i odebrał mnie manager agencji. Podróż do mieszkania pokazała mi, jak wygląda ruch uliczny w Chinach. Na drodze gigantyczny chaos, zupełnie jakby nie istniały żadne przepisy. W czasie jazdy nie zapina pasów. Nie cichną też klaksony.

 

Dotarłam do agencji, gdzie był już przygotowany dla mnie pokój gościnny. Wypoczęłam po długiej i męczącej podróży pełnej nowych wrażeń. Po tygodniu przeniosłam się do mieszkania dla modelek. Agencja ma apartament w 25-piętrowym wieżowcu w dzielnicy Xiang mi hu. To obiekt zamknięty z ochroniarzami. Na terenie jest przepiękny ogród z basenem i palmami. Obok jest targ z warzywami, owocami i rybami, duży market, parę knajpek z chińskim przepysznym i tanim jedzeniem no i oczywiście seven/eleven (największa pod względem liczby obiektów handlowych sieć na świecie). Początkowo moją współlokatorą była Gergana, która przyleciała na direct booking z Taipei. W apartamencie mieszkałam z dwoma Węgierkami (Kitty, Timi) i dwoma Polkami (z Natalią i Mileną) potem wprowadziła się do mnie kolejna Polka (Klaudia z naszej agencji 8fi), która również przyleciała na direct booking z Taipei. Wieczorami prawie wszystkie rozmawiały z rodziną czy znajomymi na skype – każda w swoim własnym języku, co dawało dość zabawny efekt.

Mieszkanie było ok (jak na Chiny to mega luksus). Dwa razy w tygodniu przychodziła sprzątaczka, na którą wszystkie czekałyśmy z upragieniem i co jakiś czas wymieniano nam wielkie butle z wodą do picia. Kolejne dni to już od rana do wieczora castingi do katalogów, magazynów, reklam telewizyjnych. Przyklejona do szyby samochodu który prowadzi nas na castingi podziwiałam widoki. Na castingach przebierałam się w ubrania danego klienta, który prosił o przejście się w nich, no i oczywiście robił zdjęcia. W czasie castingu trzeba zabłysnąć pozami, aby klient widział, że umiesz pozować. Castingi są o różnych porach i rozbijają cały dzień. Nikt tu nie jest zorganizowany, raz dowiedziałam się o pracy 10 min przed wyjściem, ale to cały urok Chin. Zawsze muszę świetnie wyglądać, modnie a zarazem świeżo i oryginalnie, no i obowiązkowo muszę mieć pełny makijaż w odróżnieniu od castingów które są w Europie czy Stanach Zjednoczonych. Obowiązkowo jak wszędzie wysokie obcasy. Już w pierwszym dniu castingowym poznałam 2 dziewczyny z Polski, od razu przypadłyśmy sobie do gustu.

W pracy nie ma zmiłuj się. Zamieniasz się w robota i przebierasz się z jednego zestawu ubrań w drugi. Czasem to nawet od 150 do 200 przebiórek w ciągu jednego dnia pracy. Lunch 20 min i ani minuty dłużej. Toaleta? Też Ci odliczą czas. Jedynie czym poprawiasz sobie humor to myśl, że dobrze Ci za to płacą. Modelka zarabia tyle w Chinach za godzinę ile chiński robotnik w ciągu całego miesiąca. Weekendy miałam zazwyczaj wolne. Pierwszy spędziłam ze swoim ipodem zwiedzając okolicę. Kolejne już spędzałam z poznanymi modelkami z mieszkania. Włóczyłyśmy się po dzielnicy handlowej Lao Jie. Otaczały nas tłumy ludzi oraz uliczni handlarze (sprzedawali wszystko począwszy od pirackich Windowsów poprzez wielką ilość CIUCHÓW, torebek, butów, aż po przeróżne, nikomu do niczego nie potrzebne gadżety). Wieczorami chodzimy do klubów, w których bawi się wiele modelek i modeli. W czasie wolnym od castingów i pracy wychodziłyśmy na pyszną kawę do Starbucksa oraz na desery do pobliskich kawiarni. Chińska kuchnia jest przepyszna, a w dodatku bardzo tania. Obiad zjadałam przeważnie za 8 RMB (nawet samodzielne gotowanie kosztuje więcej). Moje ulubione danie to pierożki gotowane na parze, z mięsem z dodatkiem przepysznego sosu orzechowego (koszt 3 RMB -zjesz 2 porcje i starczy Ci na cały dzień). Problemem może być korzystanie z pałeczek, ale po tygodniu juz dawałam rade. Złożenie zamówienia jest dość trudne ponieważ nikt tu nie mówi po angielsku. Wybierałam "restauracje" w których podają menu z obrazkami.

Do niesamowicie miłych wspomnień z Shenzhen przyczyniły się modelki z którymi mieszkałam, były tak pozytywnie pokręcone że aż żal było mi wyjeżdżać i zostałabym nawet dłużej właśnie dla nich, bo fajnie się razem bawiłyśmy. Cały wyjazd to bardzo cenne doświadczenia, począwszy od lotniska a następnie dojazdu z Hong Kongu do Shenzhen. To prawdziwa szkoła życia i zderzenie z zupełnie inną kulturą. Warto tego wszystkiego doświadczyć.

Karolina@8fi Model Management

archiwum

kategorie

tagi

linki